Rytuały żałobne

Chewsuretia jest unikalnym regionem Gruzji, w którym do dziś zachowały się stare zwyczaje związane z kultem zmarłych i kunsztowna poezja żałobna, tzw. chmit natirlebi (głośne lamentacje).
W odciętej miesiącami zimy od reszty świata i odizolowanej od zewnętrznego nurtu życia górzystej Chewsuretii ramy obowiązujących norm moralno-etycznych były określane przez pamięć po zasłużonych przodkach i szacunek do ich imion.
Społeczeństwo chewsurskie ceniło człowieka wedle jego zasług i poświęcenia dla ziemi ojczystej oraz kraju. Często w obecności dzieci i młodzieży, dla wypracowania w nich poczucia obowiązku wobec ojczyzny, tak dla jej obrony, jak i rzetelnej pracy na jej rzecz, wspominano żywoty dumnych wojowników oraz pokojowych krajan.
W Chewsuretii i w sąsiednich regionach przebiegowi rytuału żałobnego towarzyszył specyficzny proces twórczy: z pamięci recytowano smutne wiersze, których autorzy częstokroć byli analfabetami.
„Chwila nieprzejednanej żałoby, chwila wiecznej rozłąki” (N. Dadiani) była opiewana przez doświadczone, zawodowe płaczki, które wchodziły w stan skrajnego natężenia emocjonalnego. Rodziła się z tego niezwykła poezja, odznaczająca się wyjątkową prostotą i szczerością, przepełniona najbardziej przenikliwym ludzkim smutkiem i bólem.

Okazanie ostatniego wyrazu szacunku i godne, posłuszne tradycji, pożegnanie odchodzącego w zaświaty, należały do najważniejszych obowiązków rodziny i przyjaciół zmarłego. W górach jednym z najbardziej znaczących przejawów szacunku do zmarłego było żarliwe opłakiwanie go, wyrażane w sposób dosłowny, formułowane białym wierszem, kładące balsam na cierpiące serca żałobników.
Warto w tym miejscu przywołać słowa Wiktora Nozadzego:
[…] lament nie jest tylko i wyłącznie opłakiwaniem lub głośnym wyrazem smutku, lecz także pochwałą zmarłego, wymownym obrazem tego, kim był za życia – jest poezją żałoby.
Opłakiwanie, specyficzny akt improwizacji, sam w sobie oznacza chwilę natchnienia. Niewyczerpanym źródłem prawdziwej poezji są głęboki ludzki smutek i ból. Zgodnie ze starożytną chewsurską tradycją śmierć słynnych kobiet lub mężczyzn była impulsem do tworzenia nowych utworów żałobnych. W Chewsuretii opłakiwanie męża przez żonę uważane było za skandaliczne, godne wstydu. Przystawało umiarkowanie, skrywanie łez, „kierowanie swych trosk do wewnątrz”. Nie każdy był jednak w stanie dostosować się do obowiązujących zasad i czasem zdarzało się, że niepisane normy były łamane. Płaczka rozumiał jaki zamęt wprowadza swoim zachowaniem, więc asekuracyjnie  sama wyznaczała, co może ją spotkać, jeśli zboczy z drogi wyznaczanej przez adat – odwieczne prawo zwyczajowe. Gruzini wierzyli, że zmarłego należy złożyć do ziemi jeszcze za dnia, przed zachodem słońca. Pochówek po zachodzie słońca nie był dozwolony, z wyjątkiem wyjątkowych sytuacji. Wierzono, że takie zachowanie może sprowadzić nieszczęście na rodzinę zmarłego.

Z takich właśnie ludowych wierzeń wyrasta lament Chewsurki opłakującej swojego syna, który musi na zawsze opuścić krainę słońca, swych bliskich i rówieśników, i udać się w mroczne zaświaty.
W Chewsuretii do pierwszej rocznicy śmierci trwa talawart gaszla – głęboka żałoba. W pierwszą rocznicę „troska odstępuje” (cziri gatkdeboda lub cziri aichdeboda) i cała wieś, aż do następnego nieszczęścia, wraca do swojego zwyczajnego, codziennego rytmu życia.
Ze względu na wierzenia, że w zaświatach istnieją potrzeby życiowe, wraz ze zmarłymi chowano broń, skarpetki i rękawiczki, chleb i wodę oraz tytoń. Niezwykły jest, spotykany jeszcze do dzisiaj, rytuał poświęcenia „konia duszy”. Odbywał się on w dniu pogrzebu, kiedy mężczyźni brali udział w specjalnych, upamiętniających zmarłego zawodach strzeleckich gabachi oraz w wyścigach konnych, które odbywały się także w święto clistawi – rok po śmierci zmarłego.

Zgodnie z miejscową tradycją wybrane miejsce w pobliżu wioski, np. źródełko, nazywano imieniem zmarłego. Podróżny przemierzający dowolny wąwóz Chewsuretii może pochylić się nad tymi „źródłami duszy”, poświęconymi konkretnym zmarłym, zaspokoić pragnienie i oddać cześć nieznanemu człowiekowi, który odszedł z tego świata i złączył się z wiecznością.

* * *

Chewsurska kobieta jest płaczką o niezrównanym głosie. W jej lamencie zauważalna jest filozoficzna refleksja dotycząca życia i śmierci:

O śmierci, staję ci przed oczyma,
staję na skale niczym kozica,
a ty mnie upoluj, rzucam się tobie,
oddaję ci mą upolowaną głowę.

* * *

W wiosce Anatori pojawiła się czarna śmierć. Chorzy dotknięci zarazą, o własnych nogach zdążali do krypt i kładli się na łożach, aby tam umrzeć. Mieszkańcy wsi postanowili, że czarna śmierć nie może wydostać się z Anatori do żadnej innej osady. Trzech strzelców z rusznicami strzegło trzech wyjść z osady, tak aby nikt nie uciekł. Gdyby ktokolwiek próbował, mieli obowiązek strzelać do swoich współplemieńców.

Pewnego dnia około dwudziestu młodych wyszło z wioski Anatori w stronę krypt. Za idącymi z panduri (trzystrunowym instrumentem szarpanym) w ręku i pieśnią na ustach młodzieńcami podążali bardowie niosąc ze sobą żipitauri (wódkę domowej roboty) i kanci (rogi do picia), aby wznieść toast za dusze umarłych.